środa, 3 lipca 2013

Powrot

Mialam baaaardzo dluuuuuga przerwe: od blogowania, od tworzenia, przerwe w zyciorysie ale nie przerwe w walce o przetrwanie. Najtrudniejszy czas w moim zyciu, trudniejszy nawet od tego kiedy zostalam sama z dwojka malych dzieci.
W pazdzierniku zeszlego roku stalam sie bezdomna oraz pozbawiona calego swojego dobytku, w tym calego wyposazenia mojej pracowni oraz wszystkich materialow.
Nic nie zapowiadalo, ze dzien 6 pazdziernika 2012 odcisnie takie pietno na mnie i na moich dzieciach.
Sloneczna, ciepla sobota. Caly dzien, jak zwykle spedzam z dziecmi w naszej polskiej szkole. Kolo poludnia dzwoni sasiad, ze w domu wynajmowanym przeze mnie cos sie dzieje: nieznajomi faceci, Garda. Okazuje sie, ze moj irlandzki landlord korzystajac z mojej nieobecnosci wlamal sie do domu i postanowil mnie z niego "wyprowadzic". Przerazenie, strach, poczucie krzywdy, dyskryminacja i totalna bezradnosc - te uczucia towarzyszyly mi tamtego dnia. Wynajeci menele przeniesli wszystkie nasze rzeczy do garazu wlasciciela. Pozniej okazalo sie, ze wszystko wczesniej z gory zaplanowali. Dopiero prawie 6 miesiecy pozniej w marcu 2013 udalo mi sie odzyskac czesc rzeczy. Wiele naszych rzeczy zostalo zniszczonych a mnostwo zdematerializowalo sie. Zabrali wszystko co mialo jakas wartosc, co mogli sprzedac. Cenniejsze przedmioty m.in. laptop Kajtka, moja ukochana amerykanska lodowka, kilka drogich mebli i wiele innych zostaly nam zwyczajnie ukradzione. Do dzis dnia odkrywam czego mi jeszcze brakuje.
Przez wiele miesiecy borykalam sie z wieloma problemami: tulalismy sie po rodzinie i emergency accomodation, zostalam bez pieniedzy, stracilam zasilek, zepsul mi sie samochod, potem wlamano mi sie do niego, przezylismy z chlopcami pozar w miejscu, w ktorym mieszkalismy, nie moglam nic wynajac, mialam 2 sprawy w sadzie przeciwko mojemu landlordowi.
Ostatecznie od marca wynajmujemy domek blisko mojej siostry ale daleko od szkoly chlopcow.
Znow ucze sie zyc, chodzic, smiac sie, funkcjonowac od nowa... odzyskuje siebie... powracam do normalnosci...
Mam nadzieje...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz